wtorek, 27 maja 2014

Rozdział X – Dla miłości można wiele poświęcić.

            Złapałam Federico za rękę i polecieliśmy na naszych skrzydłach do nieba. Zatrzymaliśmy się w moim apartamencie, jednak kilka sekund później zjawiła się Amanda, będąca Serafinem, tak jak mój ukochany.
            − Złamaliście zasady i teraz Wielka Rada chce Was widzieć przed swoim obliczem. – Powiedziała oficjalnym tonem spoglądając przy tym z wyrzutem na Federico.
            Chłopak objął mnie w pasie ramieniem i ruszyliśmy w kierunku Los Angeles. Dzięki mocy naszych skrzydeł byliśmy raptem kilka sekund później na miejscu.
            Weszliśmy przez wielkie drewniane rzeźbione drzwi, które prowadziły do pięknej niebiańskiej Sali wyłożonej białymi kafelkami na posadzce, z białymi ścianami. Na środku stała pięknie rzeźbiona ławka, lecz wiedziałam, do czego ona służy Radzie.
            Członkowie Rady stali pod północną ścianą i czekali na nasze przybycie. Wszystkich pięciu członków miało na sobie czerwone peleryny ze złotymi wstawkami. To był pierwszy inny kolor poza bielą, jaki widziałam u anioła od czasu swojego śmiertelnego wypadku samochodowego.
            Złapałam Federico za rękę, bo zaczęłam się trochę denerwować. Mój ukochany wyczuł moje emocje, więc pokrzepująco ścisnął delikatnie moją dłoń.
            − Czekaliśmy na Was. – Powiedział anioł stojący na środku. – Podejdźcie bliżej.
            Podeszliśmy bliżej Wielkiej Rady ciągle trzymając się za ręce
            − Macie, coś na swoją obronę? – Spytał oficjalnym tonem jeden członków Wielkiej Rady.
            Federico spojrzał na mnie wzrokiem pełnym miłości i pasji, po czym czule uśmiechnął się w moją stronę.
            − Nie mamy nic. Po prostu zakochaliśmy się w sobie, a te uczucie było od nas silniejsze. – Powiedział swobodnym tonem mój ukochany.
            − W takim razie wiecie, że musicie ponieść konsekwencje swoich działań? – Spytał ten sam członek Rady.
            Spojrzeliśmy sobie w oczy z Federico z czułością i odwróciliśmy się z powrotem w stronę Wielkiej Rady.
            − Wiemy. – Odparliśmy zgodnie w tym samym czasie.
            Nagle podeszli do nas członkowie Rady i jednym ruchem wyrwali nam skrzydła, po czym od razu spadliśmy z nieba. Upadek z nieba nawet nie był tak bolesny, jak się spodziewałam.
            Od razu wtuliłam się w ciało Federico i na niego spojrzałam z szeroko otwartymi oczami. Nie tylko ja byłam w szoku, bo on też nie ukrywał zdziwienia. Dzięki utracie skrzydeł mogliśmy czuć swój dotyk.
            To było niepowtarzalne przeżycie. Tą noc spędziliśmy w jednym z nowojorskich hoteli. Jednak minęła nam ona głównie na rozmowie, oglądaniu swoich wspomnień z życia poprzez dotykanie ran po skrzydłach.
            Następnego dnia rano poszłam normalnie do szkoły po drodze spotykając się z Maddie. Dziewczyna na mój widok od razu mocno przytuliła mnie do siebie.
            Federico w tym czasie miał załatwić kilka spraw, jednak nie chciał mi powiedzieć, co to takiego.
            − Ava mieliście wczoraj problemy? – Spytała moja przyjaciółka zniżając głos.
            W odpowiedzi kiwnęłam lekko głową. Dziewczyna chciała mnie pocieszająco pogłaskać po plecach, jednak trafiła na ranę i od razu przeniosła się do moich wspomnień. Nie miałam pojęcia, co zobaczyła, ale gdy się ocknęła mocno się skrzywiła.
            − Od kiedy aniołowie robią takie potworne rzeczy? I najważniejsze, co to było, co widziałam? – Bez przerwy zadawała pytania.
            − Maddie opowiem Ci o tym, kiedy indziej, bo twój Stróż nie może tego słyszeć. Jeszcze dziś a najpóźniej jutro poznasz odpowiedź na wszystkie swoje pytania, ale na razie nie mogę na nie odpowiedzieć. – Powiedziałam zdławionym tonem.
            Dziewczyna pocieszająco się do mnie uśmiechnęła i ruszyłyśmy dalej w stronę szkoły. Nie miałam pojęcia, co nas dziś czeka, ale miałam złe przeczucia.
            Oczywiście Lilly ciągle sądziła, że będę nadal próbować sprowadzić nią na jej stanowisko, ale szczerze mówiąc odkąd z Federico oficjalnie staliśmy się parą nie obchodziło mnie to już. Poza tym to nie moje zajęcie. Przecież wczoraj na zawsze zostałam odsunięta od tego obowiązku.
            Nadal nie mogłam uwierzyć, że jakikolwiek anioł mógł się związać z takim potworem, jak wampir. Jednak to już nie moje zmartwienie.
            Podczas pierwszej lekcji, jaką była biologia nauczycielka stanęła smutna przed biurkiem i mierzyła nas wszystkich wzrokiem.
            − Wczoraj Wasz kolega ze szkoły został zabity na cmentarzu. Zastano go w kałuży krwi, jednak policja nie może odnaleźć sprawcy. Wszystkich proszę o zachowanie wszelkich środków ostrożności. – Powiedziała nauczycielka.
            Obie z Maddie wiedziałyśmy, o kim mówiła nasza nauczycielka, jednak nie mogłyśmy powiedzieć, jaka była prawda.
            Przecież nie mogłam zdradzić naszego świata. Choć uważam, że ludzie mają prawo wiedzieć, jakie istoty żyją wśród nich.
            Przed w-fem czekała na mnie Lilly. Nie miałam pojęcia, czego ona może ode mnie chcieć. Lecz od razu było widać, że jest wściekła.
            − Wiem, że to Ty go zabiłaś. Jak mogłaś!? To był Nasz przyjaciel! – Wykrzyczała mi prosto w twarz.
            − Oj Lilly. Ja wykonywałam tylko swoje zadanie, którego priorytetem jest chronienie Maddie. Poza tym nie rozumiem, jak Anioł może być z wampirem i przyjaźnić się z wilkołakiem. A co dziwniejsze, jak wilk i umarlak pijący krew ludzką mogą się przyjaźnić. Lecz to już nie mój problem. A teraz przepraszam, ale się spieszę. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy, bo w oddali zobaczyłam Federico.
            Szybko do niego podeszłam i mocno się do niego przytuliłam. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i złożył czuły pocałunek na moich ustach. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że czuję jego dotyk.
            − Skończyłaś już zajęcia? – Spytał zatroskany.
            − Nie. Mam jeszcze jedną lekcję i później będę już wolna. Na szczęście mam dziś tańce, bo na normalnym w-fie bym nie została. – Odparłam z uśmiechem.
            − Dobrze to poczekam na Ciebie, bo mam małą niespodziankę. – Powiedział tajemniczym tonem.
            Głośno westchnęłam, bo za nami rozległ się dzwonek na lekcje. Wróciłam do szkoły i udałam się na zajęcia, gdy przebierałam się z Maddie w szatni dziewczyna spojrzała na moje rany na plecach widocznie zaniepokojona.
            − Ava, co to jest? – Spytała przerażona.
            Nie dziwię się jej. Sama bym się bała widząc u kogoś tak wielkie rany w kształcie odwróconej litery V. Westchnęłam i szybko nałożyłam na siebie bluzkę.
            − Maddie wytłumaczę Ci wszystko, kiedy indziej. – Powiedziałam poważnym tonem.

            Już się nie mogłam doczekać, aż moje skrzydła odrosną. Brakowało mi latania. Poszłyśmy obie na w-f, który minął nam bardzo szybko. Gdy przebierałam się w poprzedni strój Federico telepatycznie przesłał mi adres, pod który miałam się udać. „Brooklynstreet 158.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz