Nie
mogłam znaleźć sobie miejsca w swoim apartamencie. Wtedy wpadłam na genialny
pomysł. Spakowałam swoją torbę do szkoły i udałam się do Los Angeles.
W
mgnieniu oka byłam w tak dobrze znanej mi dzielnicy anielskiego miasta. Od razu
udałam się do pokoju swojej dawnej opiekunki a zarazem przyjaciółki Lonelai.
Tylko
przy niej czułam się bezpieczna i wiedziałam, że zawsze jest mi w stanie pomóc.
Była dla mnie niczym druga matka. Kobieta, jak zwykle o tej porze była u
siebie.
Gdy
zapukałam do jej drzwi otworzyła mi w mgnieniu oka i od razu mocno przytuliła
mnie do siebie wciągając do swojego apartamentu.
−
Ava opowiadaj, jak tam Ci we wielkim świecie? – Spytała kobieta.
Głośno
westchnęłam i schowałam twarz w dłoniach. Po chwili znów na nią spojrzałam.
−
Poza opieką nad ludzką dziewczyna dostałam również zadanie przywrócić Anielicę
Śmierci powrotem do jej zadania, aby odzyskała skrzydła, jednak ona nie chce ze
mną rozmawiać. Ciągle wszędzie chodzi ze swoim wampirem. Mam już tego po woli
dość. Poza tym dziennie w swoim apartamencie zastaję świeże kwiaty. Nie
zgadniesz, kto je przynosi. – Powiedziałam z uśmiechem rozkładając się na jej
łóżku.
Wiedziałam,
że nie będzie się o to na mnie złościć, bo zawsze traktowała mnie, jak swoją
córkę.
−
No nie wiem kochanie, powiedz mi. – Odparła z szerokim uśmiechem.
−
Nasz kochany Serafin Federico. Ten sam, z którym rozmawiałam w dzień przeznaczenia
mi zadania.
−
Żartujesz? Czego on tam u Ciebie szuka? – Spytała z niedowierzaniem.
−
Nie żartuję. Próbuje się dowiedzieć, jak idą mi sprawy z Upadłą Anielicą i
pomaga mi stworzyć plan, jak możemy nią odzyskać. Lonelai tylko proszę tego, co
Ci teraz powiem. Obiecaj mi to. – Poprosiłam.
−
Dobrze kochanie obiecuję. – Powiedziała Archanielica.
−
Chyba zakochałam się w Federico. – Powiedziałam chowając twarz w dłoniach.
Gdybym
nadal była człowiekiem teraz na pewno bym się rozpłakała i zarumieniła.
Lonelai
starała się mnie pocieszyć tak, jak matka smutne dziecko. Obie wiedziałyśmy, że
związki między Serafinami a zwykłymi aniołami nie mają prawa bytu. Jeśli
Federico czułby do mnie to samo, co ja do niego to oboje moglibyśmy stracić
skrzydła.
−
Kochanie będzie dobrze. Wykonasz zadanie on przestanie Ciebie odwiedzać i
zapomnisz o nim. Uwierz mi wszystko się ułoży, tylko nie możesz się poddać temu
uczuciu. – Powiedziała moja opiekunka, gdy miałam już opuszczać jej apartament.
−
Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Wiesz, że Cię kocham i jesteś dla mnie, jak
mama? – Spytałam z uśmiechem na twarzy.
−
Wiem Avalanna. Też Cię kocham i jesteś dla mnie, jak córka. Odwiedzę Cię w
niedługim czasie i udamy się razem na jakieś zakupy w Anielskim Nowym Jorku, co
ty na to? – Spytała moja przełożona.
−
Świetny pomysł Lonelai. A teraz muszę już lecieć, bo nie zdążę na pobudkę
Maddie. Do zobaczenia. – Powiedziałam z uśmiechem.
Pożegnałyśmy
się z Lonelai i wróciłam do swojego apartamentu. Założyłam białą dopasowaną
bluzkę na długi rękaw, w której rękawy podwinęłam do łokci, do tego białą
spódniczkę do połowy uda i białe szpili. Włosy spięłam w luźnego koka.
Po
skończonych przygotowaniach od razu poleciałam do domu swojej podopiecznej.
Maddie
właśnie zaczęła się budzić. Więc przybrałam niewidzialną postać. Dziewczyna
tego dnia ubrała czarną bluzkę bez ramiączek, seledynową spódniczkę sięgającą
połowy uda i seledynowo-czarne buty na obcasie.
Niedługo
później dziewczyna wyszła z domu i ruszyła w stronę przystanku autobusowego.
Przez cały czas trzymałam się blisko niej w niewidzialnej postaci. Po wyjściu z
pojazdu poczekałam chwilę, aż dziewczyna pójdzie dostatecznie daleko w przód.
Następnie powróciłam do widzialnej postaci i wysłałam jej telepatyczną
wiadomość: „Odwróć się.”
Moja
podopieczna, jak za dotknięciem czarodziejskiej odwróciła się w moją stronę, po
czym czekała, aż do niej dojdę. Na przywitanie mocno przytuliła mnie do siebie.
Uczyniłam to samo, jednak ja nie czułam jej dotyku.
−
Dziewczyno, coś Ty taka zmarnowana? – Spytała Maddie.
−
Kochana, gdybyś całą noc
przegadała ze swoją opiekunką też byś tak wyglądała. Uwierz mi jutro wszystko
będzie już dobrze. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
− Avalanna a co z Twoimi rodzicami? – Spytała dziewczyna.
− Avalanna a co z Twoimi rodzicami? – Spytała dziewczyna.
Głośno
westchnęłam i na wspomnienie mojej wizyty u nich od razu zrobiło mi się smutno.
Jednak wiedziałam, że nie mogę powiedzieć jej prawdy.
−
Moi rodzice mieszkają w Polsce. Niestety od dwóch lat nie mam z nimi kontaktu.
Chciałabym powiedzieć Ci więcej, ale nie mogę. Mam nadzieję, że to się kiedyś
zmieni. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy. – A teraz chodź, bo za chwilę
spóźnimy się na lekcje.
Złapałam
dziewczynę pod ramię i weszłyśmy do szkoły. Od razu w Sali biologicznej
wyczułam obecność wampira. Ludzie nie widzicie, że chodzi z Wami do szkoły
potwór?
Oczywiście
tuż obok naszej mrocznej istoty siedziała nasza kochana upadła anielica.
Dziewczyna od razu zmierzyła mnie groźnym wzrokiem.
„Ty i Twoje Anioły trzymajcie się z dala ode
mnie.” – Przesłała mi telepatycznie.
„Kochana ja wykonuję tylko swoje zadania. I
Tobie też radziłabym wrócić do tego, do czego zostałaś stworzona.” - Przesłałam jej w myślach i spojrzałam na nią
z cynicznym uśmiechem.
Chwilę później zaczęła
się lekcja biologii. Nauczycielka całą lekcje nudziła wszystkich uczniów.
Następne
lekcje były już wiele ciekawsze. W końcu nadeszła przerwa na lunch. Moja
podopieczna poszła po śniadanie, a ja poszłam zająć nam miejsce przy stoliku.
Chwilę później podeszła do mnie Maddie, jak zwykle uśmiechnięta od ucha do
ucha.
−
Avalanna, a Ty nic nie jesz? – Spytała dziewczyna patrząc na mnie z
niedowierzaniem.
−
Nie jestem głodna. – Powiedziałam pogodnym tonem.
Wtedy
wyczułam, że ktoś zbliża się do naszego stolika. Ten chłopak miał oczy kolory
złotego. To nie było normalne. Był on bardzo wysoki. Miał ponad metr
dziewięćdziesiąt wzrostu, kruczoczarne włosy postawione na żelu i mocno
zarysowaną muskulaturę. Chwilę później wyczuwałam już od niego przyciąganie sił
nadprzyrodzonych i zapach zmokłe na deszczu psa. Skrzywiłam się od tego
zapachu, co nie uszło uwadze mojej podopiecznej, jednak o nic nie pytała, bo
widziała, że jestem nieobecna. Wiedziałam, że mam do czynienia z wilkołakiem, a
oni są naprawdę nieobliczalni.
−
Hej dziewczyny. Mogę się dosiąść? – Spytał z szerokim uśmiechem ukazując swoje
równe śnieżnobiałe zęby. Normalny człowiek tego nie zauważał, ale ja widziała,
jego powiększone kły. Nie były tak duże, jak u wampirów, ale były na tyle duże,
aby móc wyrządzić krzywdę przeciwnikowi, bądź nawet go zabić.
Czy
ten pies nie zorientował się jeszcze, że ma do czynienia z aniołem? Nie mogłam
pozwolić, aby zbliżył się do Maddie, więc Przysunęłam się bliżej niej i
otoczyłam nia swoimi anielskimi skrzydłami, które teraz bez większych problemów
wilkołak mógł zobaczyć. Jego oczy szeroko się rozszerzyły, a na szyi pojawiła
mu się mocno widoczna żyła.
„A teraz grzecznie odejdziesz stąd, albo
zrobi się nieprzyjemnie. A jeśli się do niej zbliżysz zniszczę Cię.” –
Przekazałam mu w myślach.
Chłopak zamrugał oczami
i jeszcze raz spojrzał na mnie. Tym razem jego wzrok był nieprzenikniony i
przestraszony. Tak, wilkołaki bały się aniołów, bo takiej ilości magii nigdy
nie były w stanie doświadczyć, jaką my władaliśmy.
Oni
mogli się zmieniać tylko w wilki, my natomiast mieliśmy wszystko, czego
mogliśmy potrzebować. Bardzo przydatną, aczkolwiek mało używaną przez nas
umiejętnością były podróże w czasie i przewidywanie przyszłości. Naprawę
przyszłości często zostawialiśmy ludziom. Niestety, gdy oni doprowadzali do
najgorszych scenariuszy my musieliśmy się cofać w czasie i naprawiać wszystko,
jednak była to bardzo mało przydatna umiejętność.
−
To może, ja znajdę inny stolik. – Wydukał w końcu chłopak i odszedł nie
oglądając się nawet za siebie.
−
Ava a temu, co? Jeszcze chwilę chciał się do nas dosiąść, a teraz nagle zmienia
zdanie? Jakim cudem? – Spytała dziewczyna.
−
Nie wiem kochana. Dobrze wiesz, jacy potrafią być faceci. Ale proszę uważaj na
niego, bo on nie jest tym, za kogo się podaje. – Powiedziałam patrząc prosto w
oczy dziewczyny.
Maddie
skinęła posłusznie głową. Zmusiłam nią do posłuszeństwa pod wpływem moich
anielskich mocy. Nie mogłam pozwolić na to, aby ta bestia zrobiła coś mojej
podopiecznej. A używając na niej magii wpływu miałam pewność, że będzie trzymać
od niego z daleka.
Niedługo
później zaczęły się lekcje. Po ich zakończeniu odprowadziłam Maddie do domu i
pozostałam przy niej już w swojej niewidzialnej postaci.
Gdy
wróciłam do swojego apartamentu znów zastałam bukiet świeżych kwiatów.
Wiedziałam, kogo to była sprawka. Od razu weszłam w swojej sypialni i oparłam
się o futrynę drzwi.
−
Federico nie nudzą Ci się te ciągłe odwiedziny? – Spytałam z uśmiechem u
usiadłam na łóżku obok Serafina.
−
Ava Ciebie nigdy mi się znudzić odwiedzać. Poza tym chciałem Ci powiedzieć, że
świetnie sobie poradziłaś dzisiaj z tym wilkołakiem. Czuję, że nie popełniłem
błędu przyznając Ci opiekę nad Maddie. Poza tym wiem, że rozmawiałaś
telepatycznie z Lilianne. Powiesz mi, czego się dowiedziałaś? – Spytał
siadając.
Westchnęłam
i spojrzałam w jego piękne oczy, jednak od razu odwróciłam od niego wzrok i
spojrzałam na swoje ręce, po czym zaczęłam bawić się bluzką.
−
Niczego konkretnego. Ciągle mówi, że mamy jej dać spokój. To jej powiedziałam,
ze ja wykonuję tylko swoje i ona też powinna zacząć wykonywać te, do których
została powołana, jednak chyba do niej nic nie dotarło. Federico przepraszam,
chyba nie dam rady jej przeciągnąć z powrotem na tą dobrą stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz