Ledwo zdążyłam się pożegnać z Lonelai a pukanie do drzwi stało się nie do zniesienia. Zabrałam swoją torbę i wyszłam z pokoju.
Czasem bycie aniołem bardzo mi się podobało. Zwłaszcza, gdy miałam do przeniesienia ciężkie rzeczy.
Aniołowie nie odczuwali ciężaru. Dlatego mogli pokonywać wiele kilometrów przy dużym obciążeniu.
Mój przewodnik zabrał moją torbę podróżną i polecieliśmy na naszych skrzydłach. W mgnieniu oka znaleźliśmy się nad Nowym Jorkiem.
Archanioł recepcjonista prowadzący tę część mieszkań w niebie zaprowadził mnie do mojego nowego pokoju.
Bardzo różnił się od mojego poprzedniego miejsca zamieszkania. Niestety nadal górowała biel, ale tuta taj przynajmniej był dodatek kolorystyczny w postaci złotych obramowań łóżka, drzwi i okien oraz dębowa szafa na ubrania.
Zaczęłam się rozpakowywać, jednak nadal przytaczał mnie kolor bieli, więc postanowiłam polecieć na Ziemię i kupić trochę kolorowych kwiatów, aby uatrakcyjnić wygląd tego pomieszczenia.
W centrum Nowego Jorku byłam po niecałej sekundzie. Weszłam do jednej z kwiaciarni i kupiłam bukiet czerwonych róż, który postawiłam na szafce nocnej przy łóżku.
Jednak nadal było tam za mało koloru, więc postanowiłam zmienić białe nakrycie łóżka na coś bardziej kolorowego. Poduszki i kołdrę przebrałam w fioletową pościel. Nie miałam już czasu na dalsze zmiany wystroju, ponieważ zrobiło się późno, a następnego dnia miałam zacząć swoje pierwsze poważne zadanie w nowym nieśmiertelnym życiu.
Postanowiłam trochę odpocząć, jednak wiedziałam, że nie zasnę, bo anioły nie potrzebowały snu.
Cały wieczór spędziłam rozmyślając nad różnymi rzeczami. Począwszy od ostatniego spotkania z moimi bliskimi, gdy byłam się z nimi pożegnać, przez spotkanie z Serafinem o imieniu Federico, skończywszy w końcu na rozpoczęciu nowego życia, jak Anioł Stróż.
Rano wybrałam się pod podany mi wcześniej adres mojej podopiecznej i weszłam do domu przenikając przez ściany. Przeszłam jej mieszkanie w poszukiwaniu pokoju, w którym się znajdowała.
W końcu stanęłam przed ostatnimi drzwiami w korytarzu. Wiedziałam, że to jest to miejsce, bo tylko tam wyczuwałam obecność człowieka bez Anioła Stróża.
Przeniknęłam przez drzwi i znalazłam się w pomieszczeniu, gdzie spała moja podopieczna. Maddie miała gęste długie czarne włosy i była szczupłą dziewczyną.
Zaczęłam rozglądać się po jej pokoju. Był cały pomalowany na czerwono. Pod oknem stało biurko, natomiast na środku centralnej ściany było wielkie dębowe łóżko, na którym leżała dziewczyna przykryta filetową kołdrą.
Nagle Maddie zaczęła się budzić. Postanowiłam wyjść z jej pokoju i dać swojej podopiecznej trochę czasu na przygotowanie się.
Nadal nie wiedziałam, jaki wybrać sposób opieki nad nią. Do wyboru miałam ukazać się jej lub pozostać niewidzialna. Gdybym ukazała się Maddie musiałabym zacząć chodzić do tej samej szkoły, co ona. Byłoby to trudniejsze, ponieważ musiałabym połączyć swoją pracę z nauką, a to jest trudne.
Poza tym byłabym o wiele bardziej narażona na zakochanie się w jakimś człowieku, przez co mogłabym stracić skrzydła.
Chwilę później dziewczyna zeszła i zasiadła do śniadania wraz ze swoją rodziną. Anioły na szczęście nie potrzebowały pożywienia, bo i tak pokarm by przeleciał przez nasze niematerialne ciała.
Teraz mogłam zobaczyć swoją podopieczną w całej swojej okazałości. Była ode mnie prawie o głowę wyższa, a jej długie czarne włosy były uformowane w piękne idealne loki. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi.
Moja podopieczna wybrała się do szkoły, a ja podążałam za nią na swoich anielskich skrzydłach.
Nagle poczułam się, tak jakbym sama chodziła do szkoły. Przez ostatnie dwa lata swojego ziemskiego życia chodziłam do technikum, więc dopiero teraz kończyłabym naukę. Jednak wszystko potoczyło się inaczej.
Szkoła była wielka, jasna i pełna życia. Nagle zauważyłam coś, czego nie spodziewałabym się ujrzeć.
Przez to, że byłam aniołem potrafiłam dojrzeć rzeczy niewidoczne dla ludzkiego oka. Przede mną szła dziewczyna z czarnymi, jak smoła skrzydłami.
Domyśliłam się, że musiała to być Lilianne, o której wspominał mi Federico podczas naszej krótkiej rozmowy, chodź może raczej jego monologu, ponieważ ja się wtedy prawie nie odzywałam.
Podeszłam do dziewczyny. Miała długie ciemne włosy, brązowe oczy. Była nieco niższa ode mnie, ale wyglądała na bardzo przyjazną.
Ubrana była w pomarańczowe rurki, kolorową bluzkę w kwiaty oraz czarne buty na koturnie.
Nagle wokół siebie poczułam negatywne wibracje. Zbliżała się, jakaś zła istota.
Wtedy spojrzałam na Lilianne, która szeroko się uśmiechała. Podszedł do niej wysoki chłopak. Miał on kruczoczarne włosy, szmaragdowe oczy i białą, jak śnieg karnację. Ubrany był w czarne spodnie, czarną koszulkę na krótki rękaw, która idealnie opinała jego umięśnione ciało a na to zarzuconą miał czarną kurtkę skórzaną a na nogach miał czarne supra.
W tym wydaniu chłopak wyglądał nieco, jak trup. Dopiero, gdy się uśmiechnął do Lilianne dowiedziałam się, dlaczego ma tak nienaturalnie bladą skórę.
Uśmiechając się pokazał dwa ostre, jak brzytwa kły, które były znacznie dłuższe od ludzkich. Teraz już wiedziałam, dlaczego wyczuwałam te nieprzyjemne wibracje.
Chłopak okazał się być wampirem. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z kimś jego pokroju, ale to w końcu było moje pierwsze zadanie w terenie. Przecież dopiero od niedawna byłam aniołem.
„Musimy porozmawiać. Same. Wampir niech zostanie w szkole. Podczas długiej przerwy przyjdź do Central Parku.”
Wysłałam w myślach wiadomość dziewczynie. Miałam nadzieję, że to zadziała, ponieważ pierwszy raz używałam tej mocy.
Nie musiałam długo czekać na sprawdzenie, bo dziewczyna od razu zaczęła rozglądać się po szkole. Po chwili mnie zauważyła. Nie była zadowolona na widok anioła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz