czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział XI – Niesamowite.

         Federico telepatycznie przesłał mi adres, pod który miałam się udać. „Brooklyn street 158.”
         Od razu udałam się pod wyznaczony adres. Byłam pod wielkim wrażeniem. Nie miałam pojęcia, jak Federico udało się znaleźć ten piękny dom.
         W ogrodzie był piękny duży basen i jacuzzi. Niepewnie weszłam do środka budynku.
         Do salonu prowadziła dróżka stworzona ze świeczek i płatków róż. Federico stał oparty o framugę i uśmiechnął się słodko do mnie, po czym wyciągnął do mnie rękę i oprowadził mnie po całym domu.
         To było naprawdę niesamowite miejsce. Od razu poszłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko. Byłam zmęczona, bo przez kilka ostatnich dni nie miałam czasu na odpoczynek.
         Mój upadły anioł położył się obok mnie i mocno przytulił mnie do siebie. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że poza jego uczuciami czuję również jego dotyk. To było coś pięknego.
         − Ava podoba Ci się tutaj? – Spytał niepewnie mój chłopak.
         − Bardzo. Kochanie tutaj jest pięknie. – Powiedziałam wtulając się mocno w jego ciało.
         − To dobrze maleńka, bo to nasz nowy dom. – Odparł z uśmiechem, po czym wpił się namiętnie w moje usta.
         Poszłam do łazienki, aby się odświeżyć po w-fie. Ubrałam:
         A włosy spięłam w luźnego koka.
         - Kochanie pójdziemy wieczorem na spacer? – Spytałam siadając na kredensie w kuchni machając nogami.
         - Pewnie moja anielico. – Powiedział mocno mnie przytulając do siebie.
         Wtuliłam się w jego ramiona i zaczęłam głaskać jego rany po skrzydłach. Mój Upadły Anioł skrzywił się z bólu.
         Wiedziałam, że to bolało, bo sama byłam obolała po tym wyrywaniu skrzydeł.
         - Kocham Cię. – Powiedział Federico do mojego ucha, a ja mocniej wtuliłam się w jego ciało.
         Nagle miałam jakieś złe przeczucie. Wiedziałam, że teraz muszę być przy Maddie. Wyrwałam się z objęć Federico i z prędkością światła znalazłam u niej w domu w niewidzialnej postaci.

         Słyszałam, jak Alaric – nowy Anioł Stróż Maddie – umawia się z kimś na spotkanie.
_________________________________________________________________________________
Po przeczytaniu skomentuj :)

wtorek, 27 maja 2014

Rozdział X – Dla miłości można wiele poświęcić.

            Złapałam Federico za rękę i polecieliśmy na naszych skrzydłach do nieba. Zatrzymaliśmy się w moim apartamencie, jednak kilka sekund później zjawiła się Amanda, będąca Serafinem, tak jak mój ukochany.
            − Złamaliście zasady i teraz Wielka Rada chce Was widzieć przed swoim obliczem. – Powiedziała oficjalnym tonem spoglądając przy tym z wyrzutem na Federico.
            Chłopak objął mnie w pasie ramieniem i ruszyliśmy w kierunku Los Angeles. Dzięki mocy naszych skrzydeł byliśmy raptem kilka sekund później na miejscu.
            Weszliśmy przez wielkie drewniane rzeźbione drzwi, które prowadziły do pięknej niebiańskiej Sali wyłożonej białymi kafelkami na posadzce, z białymi ścianami. Na środku stała pięknie rzeźbiona ławka, lecz wiedziałam, do czego ona służy Radzie.
            Członkowie Rady stali pod północną ścianą i czekali na nasze przybycie. Wszystkich pięciu członków miało na sobie czerwone peleryny ze złotymi wstawkami. To był pierwszy inny kolor poza bielą, jaki widziałam u anioła od czasu swojego śmiertelnego wypadku samochodowego.
            Złapałam Federico za rękę, bo zaczęłam się trochę denerwować. Mój ukochany wyczuł moje emocje, więc pokrzepująco ścisnął delikatnie moją dłoń.
            − Czekaliśmy na Was. – Powiedział anioł stojący na środku. – Podejdźcie bliżej.
            Podeszliśmy bliżej Wielkiej Rady ciągle trzymając się za ręce
            − Macie, coś na swoją obronę? – Spytał oficjalnym tonem jeden członków Wielkiej Rady.
            Federico spojrzał na mnie wzrokiem pełnym miłości i pasji, po czym czule uśmiechnął się w moją stronę.
            − Nie mamy nic. Po prostu zakochaliśmy się w sobie, a te uczucie było od nas silniejsze. – Powiedział swobodnym tonem mój ukochany.
            − W takim razie wiecie, że musicie ponieść konsekwencje swoich działań? – Spytał ten sam członek Rady.
            Spojrzeliśmy sobie w oczy z Federico z czułością i odwróciliśmy się z powrotem w stronę Wielkiej Rady.
            − Wiemy. – Odparliśmy zgodnie w tym samym czasie.
            Nagle podeszli do nas członkowie Rady i jednym ruchem wyrwali nam skrzydła, po czym od razu spadliśmy z nieba. Upadek z nieba nawet nie był tak bolesny, jak się spodziewałam.
            Od razu wtuliłam się w ciało Federico i na niego spojrzałam z szeroko otwartymi oczami. Nie tylko ja byłam w szoku, bo on też nie ukrywał zdziwienia. Dzięki utracie skrzydeł mogliśmy czuć swój dotyk.
            To było niepowtarzalne przeżycie. Tą noc spędziliśmy w jednym z nowojorskich hoteli. Jednak minęła nam ona głównie na rozmowie, oglądaniu swoich wspomnień z życia poprzez dotykanie ran po skrzydłach.
            Następnego dnia rano poszłam normalnie do szkoły po drodze spotykając się z Maddie. Dziewczyna na mój widok od razu mocno przytuliła mnie do siebie.
            Federico w tym czasie miał załatwić kilka spraw, jednak nie chciał mi powiedzieć, co to takiego.
            − Ava mieliście wczoraj problemy? – Spytała moja przyjaciółka zniżając głos.
            W odpowiedzi kiwnęłam lekko głową. Dziewczyna chciała mnie pocieszająco pogłaskać po plecach, jednak trafiła na ranę i od razu przeniosła się do moich wspomnień. Nie miałam pojęcia, co zobaczyła, ale gdy się ocknęła mocno się skrzywiła.
            − Od kiedy aniołowie robią takie potworne rzeczy? I najważniejsze, co to było, co widziałam? – Bez przerwy zadawała pytania.
            − Maddie opowiem Ci o tym, kiedy indziej, bo twój Stróż nie może tego słyszeć. Jeszcze dziś a najpóźniej jutro poznasz odpowiedź na wszystkie swoje pytania, ale na razie nie mogę na nie odpowiedzieć. – Powiedziałam zdławionym tonem.
            Dziewczyna pocieszająco się do mnie uśmiechnęła i ruszyłyśmy dalej w stronę szkoły. Nie miałam pojęcia, co nas dziś czeka, ale miałam złe przeczucia.
            Oczywiście Lilly ciągle sądziła, że będę nadal próbować sprowadzić nią na jej stanowisko, ale szczerze mówiąc odkąd z Federico oficjalnie staliśmy się parą nie obchodziło mnie to już. Poza tym to nie moje zajęcie. Przecież wczoraj na zawsze zostałam odsunięta od tego obowiązku.
            Nadal nie mogłam uwierzyć, że jakikolwiek anioł mógł się związać z takim potworem, jak wampir. Jednak to już nie moje zmartwienie.
            Podczas pierwszej lekcji, jaką była biologia nauczycielka stanęła smutna przed biurkiem i mierzyła nas wszystkich wzrokiem.
            − Wczoraj Wasz kolega ze szkoły został zabity na cmentarzu. Zastano go w kałuży krwi, jednak policja nie może odnaleźć sprawcy. Wszystkich proszę o zachowanie wszelkich środków ostrożności. – Powiedziała nauczycielka.
            Obie z Maddie wiedziałyśmy, o kim mówiła nasza nauczycielka, jednak nie mogłyśmy powiedzieć, jaka była prawda.
            Przecież nie mogłam zdradzić naszego świata. Choć uważam, że ludzie mają prawo wiedzieć, jakie istoty żyją wśród nich.
            Przed w-fem czekała na mnie Lilly. Nie miałam pojęcia, czego ona może ode mnie chcieć. Lecz od razu było widać, że jest wściekła.
            − Wiem, że to Ty go zabiłaś. Jak mogłaś!? To był Nasz przyjaciel! – Wykrzyczała mi prosto w twarz.
            − Oj Lilly. Ja wykonywałam tylko swoje zadanie, którego priorytetem jest chronienie Maddie. Poza tym nie rozumiem, jak Anioł może być z wampirem i przyjaźnić się z wilkołakiem. A co dziwniejsze, jak wilk i umarlak pijący krew ludzką mogą się przyjaźnić. Lecz to już nie mój problem. A teraz przepraszam, ale się spieszę. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy, bo w oddali zobaczyłam Federico.
            Szybko do niego podeszłam i mocno się do niego przytuliłam. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i złożył czuły pocałunek na moich ustach. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że czuję jego dotyk.
            − Skończyłaś już zajęcia? – Spytał zatroskany.
            − Nie. Mam jeszcze jedną lekcję i później będę już wolna. Na szczęście mam dziś tańce, bo na normalnym w-fie bym nie została. – Odparłam z uśmiechem.
            − Dobrze to poczekam na Ciebie, bo mam małą niespodziankę. – Powiedział tajemniczym tonem.
            Głośno westchnęłam, bo za nami rozległ się dzwonek na lekcje. Wróciłam do szkoły i udałam się na zajęcia, gdy przebierałam się z Maddie w szatni dziewczyna spojrzała na moje rany na plecach widocznie zaniepokojona.
            − Ava, co to jest? – Spytała przerażona.
            Nie dziwię się jej. Sama bym się bała widząc u kogoś tak wielkie rany w kształcie odwróconej litery V. Westchnęłam i szybko nałożyłam na siebie bluzkę.
            − Maddie wytłumaczę Ci wszystko, kiedy indziej. – Powiedziałam poważnym tonem.

            Już się nie mogłam doczekać, aż moje skrzydła odrosną. Brakowało mi latania. Poszłyśmy obie na w-f, który minął nam bardzo szybko. Gdy przebierałam się w poprzedni strój Federico telepatycznie przesłał mi adres, pod który miałam się udać. „Brooklynstreet 158.”

Rozdział IX – Maddie za wszelką cenę

            Odprowadziłam bezpiecznie Maddie do szkoły, a następnie udałam się na spotkanie z Lonelai.
            Spotkałyśmy w galerii handlowej. Od razu poszłyśmy na zakupy i obie kupiłyśmy pełno białych ubrań.
            Nagle wyczułam coś niepokojącego u Maddie. Szybko przeniosłam się do jej umysłu.

~ * ~

            Tuż przy Maddie stał ten sam chłopak, który chciał się przysiąść wczoraj do naszego stolika. Tym razem nie byli w szkole tylko na jakimś starym cmentarzu.
            − Słodka Maddie powiesz mi, gdzie jest twoja przyjaciółeczka w memencie, kiedy jej potrzebujesz? – Spytał wilkołak z przerażającym śmiechem.
            − James, czego chcesz ode mnie i Avalanny. – Powiedziała zrozpaczona Maddie.
            − Oj złotko mi nigdy nie chodziło o twoją „przyjaciółkę” – powiedział rysując w powietrzu cudzysłów – zawsze pragnąłem tylko Ciebie. Bo wiesz krew takich pięknych i młodych dziewczyn smakuje najlepiej, gdy powoli się nią rozrywa. Teraz się zabawimy. – Powiedział ze złowieszczym śmiechem.

~ * ~

            − Przepraszam Lonelai, ale muszę lecieć Maddie ma problemy z wilkołakiem. Zawiadom o tym Federico, ale tylko jego. – Powiedziałam proszącym tonem.
            Moja przełożona od razu zrozumiała, że musiało się coś wydarzyć miedzy nami i od razu poleciała w swoją stronę. Natomiast ja udałam się na poszukiwania swojej podopiecznej.
            Bez trudu ich znalazłam na starym cmentarzu. Z anielską prędkością zjawiłam się przy nich i mocą własnego umysłu odepchnęłam wilkołaka.
            − Drugi raz nie powtórzę trzymaj się od niej z daleka. – Wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
            − A jednak się pojawiłaś, aby zobaczyć, jak rozrywam twoją podopieczną na małe kawałeczki. – Powiedział ze zwierzęcą dzikością w oczach i nagle stanął przede mną na czterech łapach w postaci wilka.
            Jako wilkołak był cały czarny, jak smoła. Jego oczy były żółte, a z pyska okropnie mu śmierdziało.
            Nagle poczułam ciepło i wsparcie Federico. Nawet nie spojrzałam w jego stronę, ale wiedziałam, że jest tutaj.
            − Federico zabierz Maddie, jak najdalej stad. – Poleciłam.
            Nie miałam pojęcia, czy Serafin mnie posłuchał, czy nie. Jednak chwilę później nie czułam już obecności żadnego z nich. Mogłam na spokojnie zająć się wilkołakiem.
            James oblizał się tym swoim paskudnym jęzorem i spojrzał na mnie groźnym wzrokiem, po czym skierował swoje kroki w moją stronę.
            Siłą woli odepchnęłam go na jeden z grobowców. Było słychać dźwięk łamanych kości, ale potwór dał radę jeszcze wstać.
            Wilkołak próbował mnie ugryźć, ale za każdym razem trafiał w powietrze.
            − Zapomniałeś? Ja jestem aniołem i mnie nie ugryziesz. Ja jestem, jak duch, czyli niematerialna. – Powiedziałam z cynicznym uśmiechem na twarzy.
            Jeszcze raz podniosłam go siłą woli i rzuciłam o najbliższe drzewo. Tym razem z jego pyska wyleciała krew, a serce stanęło w miejscu.
            Teraz już wiedziałam, że nikomu nie zagraża. Ludzie w mieście byli bezpieczni. No prawie. Pozostawał jeszcze wampir, czyli chłopak od Lilly.
            Wysłałam swoją moc na poszukiwania Federico i Maddie. Znalazłam ich w niedalekiej kawiarence.
            Od razu tam poleciałam na swoich skrzydłach, przez co byłam tam niecałą sekundę później. Zmaterializowałam się przy ich stoliku, a Fede szeroko się do mnie uśmiechnął. Maddie bacznie mnie obserwowała.
            − Nie bój się mnie Maddie. A nadal jestem tą samą Avalanną, którą poznałaś kilka dni wcześniej. Znając Federico zdążył Ci już wszystko wyjaśnić. – Powiedziałam siadając przy Serafinie.
            Dziewczyna skinęła głową i nadal nie spuszczała ze mnie wzroku.
            − Ava gratuluję. Gdy Lonelai mi powiedziała, że coś się dzieje u Ciebie nie mogłem czekać. Musiałem przylecieć i zobaczyć, jak sobie radzisz, ale widzę, że nawet nie byłem Tobie potrzebny. Naprawdę świetnie sobie radziłaś, jako Anioł Stróż. – Powiedział Serafin.
            − Federico, co chcesz powiedzieć przez słowo radziłaś? – Spytałam przestraszona.
            Nagle Maddie oprzytomniała.
            − To przeze mnie masz kłopoty, że poznałam prawdę? – Spytała.
            Zaprzeczyłam jej ruchem głowy.
            − Maddie nasz świat ma dużo reguł i zasad. Jednak człowiek w niektórych sytuacjach ma prawo poznać prawdę o naszym istnieniu, jak to było w Twoim przypadku i nie sądzę, żeby to był powód. – Powiedziałam do przyjaciółki. – Federico słucham, z jakiego powodu mam stracić skrzydła. – Dociekałam.
            − Kochanie nie tylko Ty je stracisz, bo ja też. Gdy rozmawiałem z Lonelai, Amanda usłyszała, jak odpowiadałem jej na pytania dotyczące naszej relacji i wiem, że od razu poszła z tym do rady. Gdy tylko wrócimy na górę czekają nas poważne kłopoty. – Powiedział z uśmiechem na twarzy.
            Tak myślałam. Czy on w ogóle umie dochować tajemnicy? Raczej nie. Wiedziałam, że to się tak skończy prędzej, czy później.
            Chyba nawet lepiej, że to stało się tak szybko, bo przynamniej nie musimy się już ukrywać z naszym związkiem.
            − Mówisz o tej Amandzie, z którą Rada wiązała dla Ciebie przyszłość dwa lata temu, gdy trafiłam do Was? – Spytałam, aby się upewnić, czy nic mi nie umknęło.
            Chłopak skinął głową.
            − Jednak dobrze wiesz, że z nią mnie nigdy nic nie łączyło, a Rada nie powinna za nas ustalać takich rzeczy. – Powiedział. – Cieszę się, że to się skończy teraz tak, a nie inaczej, bo możemy być razem bez ukrywania się. A dla Ciebie też będzie to duży plus, bo nie będziesz musiała już wiecznie chodzić na biało. Dobrze wiem, jak dobijał Cię ten kolor. Chociaż nie tylko Ciebie nie da się wiecznie patrzeć tylko na biały kolor. Szkoda, że nikt nie był pomysłowy, jak Ty z tymi kwiatami. – Odparł z uśmiechem.
            Maddie ciągle mi się przyglądała, jednak chwilę później zaś oprzytomniała i zamrugała oczami.
            − Ava, co to znaczy, że stracicie skrzydła? – Spytała.
            − Maddie to oznacza, że nasze skrzydła nam oderwą i przez jakiś czas będziemy mieli duże rany na plecach, jednak po kilku dniach wszystko się zagoi i na miejsce naszych białych skrzydeł wyrosną nam czarne. – Powiedziałam z uśmiechem.
            − A czemu ta jakaś Rada wybiera Wam partnerów? – Dociekała.
            − Nie dobiera ich każdemu. Może dobrać partnerów tylko i wyłącznie Serafinom, czy najwyżej postawionym Aniołom zaraz po nich. Przez długi czas byłem Serafinem, ale dziś wszystko się zmieni. Ava jest dla mnie ważniejsza, a niebo bez niej nie będzie miało takiego samego znaczenia. – Wytłumaczył jej Federico.
            Dziewczyna spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
            − Ava to, kto się teraz mną teraz będzie opiekował? – Spytała.
            − Kochana dostaniesz nowego Anioła Stróża, a my nadal będziemy się widywać w szkole i nadal możemy się przyjaźnić. – Powiedziałam z uśmiechem, a dziewczyna szeroko się do mnie uśmiechnęła.

            Niedługo późnie odprowadziliśmy Maddie do domu i sami udaliśmy się nasze „piekło w niebie”.

Rozdział VIII – Nikt nie może dowiedzieć się o tym.

            Siedziałam w swoim niebiańskim apartamencie nad Nowym Jorkiem z Serafinem o imieniu Federico.
            Głównie rozmawialiśmy o planach sprowadzenia Lilianne z powrotem do nieba, jako anielicę śmierci, jednak wszystkie wydawały mi się nierealne.
            W pewnym momencie stało się, czego się nie spodziewałam. Leżałam właśnie na łóżku i myślałam nad innym sposobem przywrócenia Lilly do jej dawnych obowiązków.
            Wtedy Federico położył się obok mnie i wspierając się na łokciach spojrzał na mnie tymi pięknymi czekoladowymi oczami. Gdybym była człowiekiem w tej chwili na pewno był się zarumieniła. Jednak tego, co wydarzyło się później nie szło przewidzieć. Serafin pochylił się nade mną i delikatnie musnął moje usta, chwilę później wpił się w nie i trwaliśmy w takim zawieszeniu.
            Czy to dzieje się naprawdę? Ale to przecież nie miało prawa się wydarzyć. Gdy dowie się o tym Rada Starszych oboje stracimy skrzydła. Przecież Serafin nie może związać się ze zwykłym Aniołem, takim jak ja.
            Rada Starszych byli to wysoko postawieni Aniołowie. Stali jeszcze wyżej nad Serafinami i to oni zazwyczaj dokonywali tak zwanej egzekucji na aniele, czyli odrywali mu skrzydła.
            Mimo, że nie czułam jego dotyku doskonale odczuwałam jego uczucia w tym pocałunku. Przeważała w nich miłość, pragnienie i czysta namiętność.
            Wiedziałam, że to nie powinno się wydarzyć, ale moje własne uczucia były silniejsze ode mnie i zaczęłam oddawać pocałunki z takim samym oddaniem, jak Federico.
            Gdy w końcu się skończyliśmy się całować odsunęłam się, jak najdalej od Serafina, jak to było możliwe i ukryłam twarz we włosach.
            Anioł delikatnie ujął mnie za podbródek i skierował moją twarz w swoją stronę i odgarnął z niej moje długie ciemne włosy.
            − Avalanna, gdy ja jestem u Ciebie nikt nie jest w stanie nas obserwować. Nie musisz się obawiać, że ktoś się dowie o tym, co się tutaj wydarzyło. Ava przepraszam Cię. Wiem, że się boisz, ale od dawna nie czułem tego przy żadnej dziewczynie. Zrozum zakochałem się w Tobie w momencie, gdy weszłaś do sali, gdzie tłumaczyłem Ci twoje zadanie. Wiem, że jesteś wyjątkowa i dla Ciebie jestem w stanie zaryzykować utratę skrzydeł. Kocham Cię Ava. A dopóki jesteś przy mnie nikt nie jest w stanie dowiedzieć się, że coś nas łączy. Avalanna wiem, że Ty też coś do mnie czujesz, więc proszę daj nam szansę. Obiecuję, że nikt się nie dowie o tym i będziesz bezpieczna. Proszę. – Mówił to tak czułym i pewnym głosem, że uległam jego namowom.
            Skinęłam lekko głową, a Serafin przyciągnął mnie bliżej siebie i mocno przytulił. Czułam tą miłość bijącą od niego i teraz tylko to się liczyło.
            Niestety zrobiło się późno, a Federico musiał już wracać do swoich obowiązków.
            − Do jutra maleńka. Uważaj na siebie kochanie. Mam nadzieję, że w końcu przekonasz Lilianne do zmiany planów. – Powiedział z uśmiechem na twarzy Serafin i musnął na pożegnanie moje usta.
            − Do jutra Fede. Mogłabym jutro sobie zrobić krótką przerwę podczas opieki nad Maddie? Lonelai chciała mnie odwiedzić. – Powiedziałam patrząc na niego maślanym wzrokiem.
            − Zgoda kochanie do tej pory świetnie szło Ci zajmowanie się podopieczną, więc sądzę, że kilka godzin przerwy w czasie szkoły nic szkodzi, jeśli zostanie bez twojej obecności przy niej, ale pamiętaj masz telepatycznie sprawdzać, co się u niej dzieje. – Powiedział lekko Serafin.
            − Dziękuję. – Powiedziałam z uśmiechem, a Federico opuścił mój apartament.
            Położyłam się do łóżka i leżałam rozmyślając o planie przywołania Lilly do anielskiego porządku.
            Całą noc rozmyślałam i nic konkretnego nie wymyśliłam. Rano wstałam z łóżka i podeszłam do swojej szafy. Wyciągnęłam z niej białe przewiewne spodnie długości trzy-czwarte, białą dopasowaną bluzkę na krótki rękaw. Włosy zostawiłam tego dnia rozpuszczone.
            Wychodząc ze swojego apartamentu zabrałam ze sobą białą torebkę. Ruszyłam w stronę domu swojej podopiecznej. Dziewczyna jeszcze spała, więc postanowiłam nią obudzić. Weszłam do jej umysłu i podałam komunikat, że pora wstać.

            Maddie przeciągnęła się na łóżku i chwilę później otworzyła swoje oczy.

Rozdział VII – Lonelai

            Nie mogłam znaleźć sobie miejsca w swoim apartamencie. Wtedy wpadłam na genialny pomysł. Spakowałam swoją torbę do szkoły i udałam się do Los Angeles.
            W mgnieniu oka byłam w tak dobrze znanej mi dzielnicy anielskiego miasta. Od razu udałam się do pokoju swojej dawnej opiekunki a zarazem przyjaciółki Lonelai.
            Tylko przy niej czułam się bezpieczna i wiedziałam, że zawsze jest mi w stanie pomóc. Była dla mnie niczym druga matka. Kobieta, jak zwykle o tej porze była u siebie.
            Gdy zapukałam do jej drzwi otworzyła mi w mgnieniu oka i od razu mocno przytuliła mnie do siebie wciągając do swojego apartamentu.
            − Ava opowiadaj, jak tam Ci we wielkim świecie? – Spytała kobieta.
            Głośno westchnęłam i schowałam twarz w dłoniach. Po chwili znów na nią spojrzałam.
            − Poza opieką nad ludzką dziewczyna dostałam również zadanie przywrócić Anielicę Śmierci powrotem do jej zadania, aby odzyskała skrzydła, jednak ona nie chce ze mną rozmawiać. Ciągle wszędzie chodzi ze swoim wampirem. Mam już tego po woli dość. Poza tym dziennie w swoim apartamencie zastaję świeże kwiaty. Nie zgadniesz, kto je przynosi. – Powiedziałam z uśmiechem rozkładając się na jej łóżku.
            Wiedziałam, że nie będzie się o to na mnie złościć, bo zawsze traktowała mnie, jak swoją córkę.
            − No nie wiem kochanie, powiedz mi. – Odparła z szerokim uśmiechem.
            − Nasz kochany Serafin Federico. Ten sam, z którym rozmawiałam w dzień przeznaczenia mi zadania.
            − Żartujesz? Czego on tam u Ciebie szuka? – Spytała z niedowierzaniem.
            − Nie żartuję. Próbuje się dowiedzieć, jak idą mi sprawy z Upadłą Anielicą i pomaga mi stworzyć plan, jak możemy nią odzyskać. Lonelai tylko proszę tego, co Ci teraz powiem. Obiecaj mi to. – Poprosiłam.
            − Dobrze kochanie obiecuję. – Powiedziała Archanielica.
            − Chyba zakochałam się w Federico. – Powiedziałam chowając twarz w dłoniach.
            Gdybym nadal była człowiekiem teraz na pewno bym się rozpłakała i zarumieniła.
            Lonelai starała się mnie pocieszyć tak, jak matka smutne dziecko. Obie wiedziałyśmy, że związki między Serafinami a zwykłymi aniołami nie mają prawa bytu. Jeśli Federico czułby do mnie to samo, co ja do niego to oboje moglibyśmy stracić skrzydła.
            − Kochanie będzie dobrze. Wykonasz zadanie on przestanie Ciebie odwiedzać i zapomnisz o nim. Uwierz mi wszystko się ułoży, tylko nie możesz się poddać temu uczuciu. – Powiedziała moja opiekunka, gdy miałam już opuszczać jej apartament.
            − Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Wiesz, że Cię kocham i jesteś dla mnie, jak mama? – Spytałam z uśmiechem na twarzy.
            − Wiem Avalanna. Też Cię kocham i jesteś dla mnie, jak córka. Odwiedzę Cię w niedługim czasie i udamy się razem na jakieś zakupy w Anielskim Nowym Jorku, co ty na to? – Spytała moja przełożona.
            − Świetny pomysł Lonelai. A teraz muszę już lecieć, bo nie zdążę na pobudkę Maddie. Do zobaczenia. – Powiedziałam z uśmiechem.
            Pożegnałyśmy się z Lonelai i wróciłam do swojego apartamentu. Założyłam białą dopasowaną bluzkę na długi rękaw, w której rękawy podwinęłam do łokci, do tego białą spódniczkę do połowy uda i białe szpili. Włosy spięłam w luźnego koka.
            Po skończonych przygotowaniach od razu poleciałam do domu swojej podopiecznej.
            Maddie właśnie zaczęła się budzić. Więc przybrałam niewidzialną postać. Dziewczyna tego dnia ubrała czarną bluzkę bez ramiączek, seledynową spódniczkę sięgającą połowy uda i seledynowo-czarne buty na obcasie.
            Niedługo później dziewczyna wyszła z domu i ruszyła w stronę przystanku autobusowego. Przez cały czas trzymałam się blisko niej w niewidzialnej postaci. Po wyjściu z pojazdu poczekałam chwilę, aż dziewczyna pójdzie dostatecznie daleko w przód. Następnie powróciłam do widzialnej postaci i wysłałam jej telepatyczną wiadomość: „Odwróć się.”
            Moja podopieczna, jak za dotknięciem czarodziejskiej odwróciła się w moją stronę, po czym czekała, aż do niej dojdę. Na przywitanie mocno przytuliła mnie do siebie. Uczyniłam to samo, jednak ja nie czułam jej dotyku.
            − Dziewczyno, coś Ty taka zmarnowana? – Spytała Maddie.
            − Kochana, gdybyś całą noc przegadała ze swoją opiekunką też byś tak wyglądała. Uwierz mi jutro wszystko będzie już dobrze. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.       
             − Avalanna a co z Twoimi rodzicami? – Spytała dziewczyna.
            Głośno westchnęłam i na wspomnienie mojej wizyty u nich od razu zrobiło mi się smutno. Jednak wiedziałam, że nie mogę powiedzieć jej prawdy.
            − Moi rodzice mieszkają w Polsce. Niestety od dwóch lat nie mam z nimi kontaktu. Chciałabym powiedzieć Ci więcej, ale nie mogę. Mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy. – A teraz chodź, bo za chwilę spóźnimy się na lekcje.
            Złapałam dziewczynę pod ramię i weszłyśmy do szkoły. Od razu w Sali biologicznej wyczułam obecność wampira. Ludzie nie widzicie, że chodzi z Wami do szkoły potwór?
            Oczywiście tuż obok naszej mrocznej istoty siedziała nasza kochana upadła anielica. Dziewczyna od razu zmierzyła mnie groźnym wzrokiem.
            „Ty i Twoje Anioły trzymajcie się z dala ode mnie.” – Przesłała mi telepatycznie.
            „Kochana ja wykonuję tylko swoje zadania. I Tobie też radziłabym wrócić do tego, do czego zostałaś stworzona.”  - Przesłałam jej w myślach i spojrzałam na nią z cynicznym uśmiechem.
            Chwilę później zaczęła się lekcja biologii. Nauczycielka całą lekcje nudziła wszystkich uczniów.
            Następne lekcje były już wiele ciekawsze. W końcu nadeszła przerwa na lunch. Moja podopieczna poszła po śniadanie, a ja poszłam zająć nam miejsce przy stoliku. Chwilę później podeszła do mnie Maddie, jak zwykle uśmiechnięta od ucha do ucha.
            − Avalanna, a Ty nic nie jesz? – Spytała dziewczyna patrząc na mnie z niedowierzaniem.
            − Nie jestem głodna. – Powiedziałam pogodnym tonem.
            Wtedy wyczułam, że ktoś zbliża się do naszego stolika. Ten chłopak miał oczy kolory złotego. To nie było normalne. Był on bardzo wysoki. Miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu, kruczoczarne włosy postawione na żelu i mocno zarysowaną muskulaturę. Chwilę później wyczuwałam już od niego przyciąganie sił nadprzyrodzonych i zapach zmokłe na deszczu psa. Skrzywiłam się od tego zapachu, co nie uszło uwadze mojej podopiecznej, jednak o nic nie pytała, bo widziała, że jestem nieobecna. Wiedziałam, że mam do czynienia z wilkołakiem, a oni są naprawdę nieobliczalni.
            − Hej dziewczyny. Mogę się dosiąść? – Spytał z szerokim uśmiechem ukazując swoje równe śnieżnobiałe zęby. Normalny człowiek tego nie zauważał, ale ja widziała, jego powiększone kły. Nie były tak duże, jak u wampirów, ale były na tyle duże, aby móc wyrządzić krzywdę przeciwnikowi, bądź nawet go zabić.
            Czy ten pies nie zorientował się jeszcze, że ma do czynienia z aniołem? Nie mogłam pozwolić, aby zbliżył się do Maddie, więc Przysunęłam się bliżej niej i otoczyłam nia swoimi anielskimi skrzydłami, które teraz bez większych problemów wilkołak mógł zobaczyć. Jego oczy szeroko się rozszerzyły, a na szyi pojawiła mu się mocno widoczna żyła.
            „A teraz grzecznie odejdziesz stąd, albo zrobi się nieprzyjemnie. A jeśli się do niej zbliżysz zniszczę Cię.” – Przekazałam mu w myślach.
            Chłopak zamrugał oczami i jeszcze raz spojrzał na mnie. Tym razem jego wzrok był nieprzenikniony i przestraszony. Tak, wilkołaki bały się aniołów, bo takiej ilości magii nigdy nie były w stanie doświadczyć, jaką my władaliśmy.
            Oni mogli się zmieniać tylko w wilki, my natomiast mieliśmy wszystko, czego mogliśmy potrzebować. Bardzo przydatną, aczkolwiek mało używaną przez nas umiejętnością były podróże w czasie i przewidywanie przyszłości. Naprawę przyszłości często zostawialiśmy ludziom. Niestety, gdy oni doprowadzali do najgorszych scenariuszy my musieliśmy się cofać w czasie i naprawiać wszystko, jednak była to bardzo mało przydatna umiejętność.
            − To może, ja znajdę inny stolik. – Wydukał w końcu chłopak i odszedł nie oglądając się nawet za siebie.
            − Ava a temu, co? Jeszcze chwilę chciał się do nas dosiąść, a teraz nagle zmienia zdanie? Jakim cudem? – Spytała dziewczyna.
            − Nie wiem kochana. Dobrze wiesz, jacy potrafią być faceci. Ale proszę uważaj na niego, bo on nie jest tym, za kogo się podaje. – Powiedziałam patrząc prosto w oczy dziewczyny.
            Maddie skinęła posłusznie głową. Zmusiłam nią do posłuszeństwa pod wpływem moich anielskich mocy. Nie mogłam pozwolić na to, aby ta bestia zrobiła coś mojej podopiecznej. A używając na niej magii wpływu miałam pewność, że będzie trzymać od niego z daleka.
            Niedługo później zaczęły się lekcje. Po ich zakończeniu odprowadziłam Maddie do domu i pozostałam przy niej już w swojej niewidzialnej postaci.
            Gdy wróciłam do swojego apartamentu znów zastałam bukiet świeżych kwiatów. Wiedziałam, kogo to była sprawka. Od razu weszłam w swojej sypialni i oparłam się o futrynę drzwi.
            − Federico nie nudzą Ci się te ciągłe odwiedziny? – Spytałam z uśmiechem u usiadłam na łóżku obok Serafina.
            − Ava Ciebie nigdy mi się znudzić odwiedzać. Poza tym chciałem Ci powiedzieć, że świetnie sobie poradziłaś dzisiaj z tym wilkołakiem. Czuję, że nie popełniłem błędu przyznając Ci opiekę nad Maddie. Poza tym wiem, że rozmawiałaś telepatycznie z Lilianne. Powiesz mi, czego się dowiedziałaś? – Spytał siadając.
            Westchnęłam i spojrzałam w jego piękne oczy, jednak od razu odwróciłam od niego wzrok i spojrzałam na swoje ręce, po czym zaczęłam bawić się bluzką.

            − Niczego konkretnego. Ciągle mówi, że mamy jej dać spokój. To jej powiedziałam, ze ja wykonuję tylko swoje i ona też powinna zacząć wykonywać te, do których została powołana, jednak chyba do niej nic nie dotarło. Federico przepraszam, chyba nie dam rady jej przeciągnąć z powrotem na tą dobrą stronę.

Rozdział VI – Pierwszy dzień nowej wersji zadania.

            Nastąpił nowy dzień. Podeszłam do swojej szafy i wyciągnęłam białą sukienkę do kolan na krótki rękaw. Była już połowa maja, więc w Nowym Jorku zapowiadała się ładna pogoda.
            Z każdą minutą byłam coraz bardziej spięta. Tak bardzo się bałam, że coś pójdzie nie tak podczas mojej misji. Wiedziałam, że Serafinom zależy na powrocie Lilianne, więc musiałam zrobić wszystko, aby nią do tego skłonić.
            Poszłam do łazienki i swoje długie ciemne włosy spięłam w koński ogon na czubku głowy.
            Federico wczoraj powiedział, że w szkole załatwią wszystkie formalności. Nie musiałam się martwić, bo aniołowie zawsze dotrzymywały słowa.
            Najpierw poleciałam do domu Maddie i sprawdziłam, czy bezpiecznie i bez żadnych większych trudności moja podopieczna dotrze do szkoły. W środku wyczuwałam wielu Aniołów Stróżów.
            Cóż wiedziałam, że każdy z nich ma za zadanie pilnować konkretnej osoby. Jednak tylko mi przypadała dodatkowa rola w tym świecie.
            Nadal nie wiedziałam, czym sobie na to zasłużyłam, ale Serafini podjęli taką decyzję i nie miałam nic do powiedzenia w tej sprawie.
            W szkole przybrałam ludzką widoczną postać. Skierowałam się do sekretariatu. Tam przywitała mnie starsza kobieta o długich blond włosach i smukłej sylwetce. Miała miły i przyjazny uśmiech, jednak wyczuwałam, że nie była do końca taka miła, jakby się wydawało. Miała szaro-zielone oczy i kilka piegów na swojej pomarszczonej twarzy.
            − Ty pewnie jesteś Avalanna Jones. Mam nadzieję, że Ci się spodoba w naszej placówce. Twoi opiekunowie prawni wspominali, że nie miałaś czasu na zakup podręczników, więc przygotowaliśmy dla Ciebie pełen zestaw. – Powiedziała ze sztucznym uśmiechem kobieta.
            Podała mi rozkład zajęć oraz plan szkoły z rozmieszczeniem różnych klas. Pierwszy miałam angielski. Szczerze nie potrzebny był mi plan szkoły, bo wszystkie te sale znałam na pamięć, ponieważ dużo czasu spędzałam w tej szkole podczas pilnowania Maddie. Okazało się, że moi przełożeni załatwili wszystko w ten sposób, że miałam lekcje razem z nią poza w-fem.
            Nie dziwiłam im się, przecież ktoś mógłby się wtedy domyślić, że człowiek nie może być tak sprawny ruchowo, jak ja. Choć nie brakowało mi tej lekcji w rozkładzie. Nawet za życia nienawidziłam w-fu.
            Gdy weszłam do klasy wszyscy spojrzeli na mnie nieufnie. Maddie szeroko się do mnie uśmiechnęła i wskazała, abym zajęła wolne miejsce przy niej. Nawet nie musiałam sterować jej umysłem, aby to zaproponowała.
            Nagle poczułam silny przypływ ciemnych emocji, które towarzyszyły wejściu Lilianne wraz z jej chłopakiem, wampirem. Nie spodobało mi się to, bo liczyłam na trochę inny obrót akcji.
            Upadła Anielica od razu mnie rozpoznała i spojrzała na mnie wrogim spojrzeniem.
            − Nie martw się. Ona tak reaguje na wszystkich nowych uczniów naszej szkoły, a ty wydajesz się być całkiem sympatyczna. – Szepnęła pocieszająco Maddie.
            Cicho westchnęłam. Gdyby ona tylko wiedziała, w jakim świecie żyje nie podchodziłaby do tego wszystkiego tak lekki sposób. Przecież nie miała pojęcia, że ten chłopak zagraża życiu całej szkoły.
            Wtedy rozległ się dzwonek oznaczający początek lekcji. Nauczycielka przyszła praktycznie od razu.
            Wtedy znów poczułam się, jakbym nadal żyła. Znów mogłam zaczerpnąć normalnego życia osiemnastolatki, którą byłam przed samą moją tragiczną śmiercią w wypadku samochodowym.
            Tak się zamyśliłam, że nawet nie zauważyłam, że właśnie skończyła się lekcja. Moja podopieczna czekała, aż spakuję swoje książki.
            − Avalanna, co masz teraz? – Zapytała dziewczyna.
            Wyciągnęłam z białej torebki plan lekcji i podałam go dziewczynie.
            − Poza tym mów mi Ava. Avalanna brzmi Zbyt oficjalnie. – Powiedziałam z uśmiechem.
            − Spoko. A poza tym wychodzi na to, że wszystkie lekcje mamy dziś razem, bo też nie chodzę na w-f z powodu astmy. – Odparła uradowana Maddie.
            Lilly ciągle bacznie mnie obserwowała. Widziałam, że nie podoba jej się perspektywa mojej obecności w tym miejscu.
            Po zajęciach Upadła Anielica od razu znalazła się przy mnie.
            − Wynoś się z tej szkoły. Powiedz Serafinom, że nigdy do nich nie wrócę i dajcie mi święty spokój. – Powiedziała rozgniewana dziewczyna.
            − Lilianne proszę Cię, uspokój się. Ja wykonuję tylko swoje zadanie. Zastanów się nad propozycją Aniołów. Im naprawdę zależy na twoim powrocie. – Powiedziałam do dziewczyny i odeszłam w swoją stronę.
            Znów stałam się niewidzialna dla ludzi i podążyłam śladem swojej podopiecznej. Cały czas rozmyślałam o sytuacji z Lilianne. Cóż będę musiała poświęcić więcej czasu, aby zbliżyć się do niej. Mam tylko nadzieje, że wszystko pójdzie zgodnie z planem Serafinów.

            Wieczorem wróciłam do swojego apartamentu, lecz nie umiałam znaleźć tam miejsca dla siebie. Wtedy wpadłam na genialny pomysł.